William Walker |
Ok., wiemy że opowieści o miłości są passé i na dodatek narażają autorów na śmieszność i podejrzenia o nie-daj-Boże romantyzm. Umówmy się więc, że poniższa opowiastka jest niczym więcej jak dość niewiarygodnym wydarzeniem z historii Ameryki Środkowej, a przytaczamy ją tylko dlatego, że dotyczy miejsca, które planujemy odwiedzić. A było to tak:
Pewien dobrze zapowiadający się amerykański dziennikarz, William Walker, zakochał się w dobrej, pięknej i inteligentnej dziewczynie. Poprosił ją o rękę, a ta przyjęła jego oświadczyny. Pech chciał, że niestety nie dożyła ślubu. Wiliam Walker, niewątpliwie świetnie wykształcony, oczytany w europejskiej literaturze, zapewne znający i Goethego, i Byrona, na fali romantycznego trendu popadł w depresję. Ból i rozpacz po stracie ukochanej popchnęły go do różnych szalonych czynów. Najpierw, w 1853 roku, próbował zająć i oderwać od Meksyku stan Sonora. Gdy to się nie powiodło, zwołał chłopaków, wsiedli na statek i popłynęli do Nikaragui. Ponieważ tam akurat toczyły się wewnętrzne walki o władzę, nasz bohater został poproszony przez liberałów o wsparcie. Walker nie namyślał się długo, szybko opanował kraj, ale zamiast przekazać władzę swoim poplecznikom, sam ogłosił się prezydentem republiki. Pierwsze decyzje, jakie podjął, to: ustanowienie angielskiego językiem urzędowym i przywrócenie niewolnictwa (sic!). Jednak ciągle było mu mało, więc ogłosił się jeszcze prezydentem Hondurasu i Salwadoru, czym musiał odrobinę zaskoczyć mieszkańców tych krajów, zwłaszcza że… jego noga nawet nie stanęła na ich ziemi. To ich tak wkurzyło, że wraz z pozostałymi przywódcami krajów Ameryki Środkowej ugadali się z Anglikami i Francuzami, i pod wodzą prezydenta Kostaryki zaatakowali Walkera. Ten bronił się dzielnie przez rok i pewnie dałby radę dłużej, gdyby nie cholera, która w 1857 trafiła większość jego żołnierzy. Walkera nie trafiła, musiał więc uciekać do Nowego Orleanu. Po kilku miesiącach wrócił do Nikaragui, ale znowu musiał uciekać. Walker nie poddawał się tak łatwo i w 1860 roku wylądował z kilkusetosobowym oddziałem na plaży w Trujillo w Hondurasie (czyli tam, gdzie zamierzamy pod palmami sączyć drinki). Mieszkańcy nie dali się jednak zaskoczyć, pojmali awanturnika i skazali na śmierć przez rozstrzelanie. Wyrok wykonano 12 września 1860 roku.
Historia wydaje się dość mało prawdopodobna, ale jednak jest prawdziwa i miała duży wpływ na rozwój i gospodarkę Nikaragui oraz całego regionu. Przede wszystkim nikaraguańscy konserwatyści umocnili swoją władzę, obwiniając liberałów o sprowadzenie Walkera. Liberałowie chyba rzeczywiście czuli się winni, bo przestali tak bardzo spierać się z politycznymi przeciwnikami, nie wprowadzili też w życie swoich planów przestawienia gospodarki na produkcję eksportową. Skorzystały na tym Gwatemala i Kostaryka, które wyprzedziły Nikaraguę w rozwoju upraw kawy i linii kolejowych.
Noo.... takie historyjki to ja lubię bardzo;;)))) Już niebawem będziemy mieli okazje przekonać się sami czy to prawda czy też nie:))
OdpowiedzUsuńSwietna historia, Moniu!
OdpowiedzUsuń:-) Tylko wstępu nie dało się przeczytać... Ale już poprawione. Dzięks, whoever is Anonymus :-)
OdpowiedzUsuń